O mnie

Mother of… hucuł.

Matka smoków miała trzy, więc miała tylko trzy bardzo duże problemy. Ja hucułów mam jedenaście… jak na razie. Jednak żadnego nie uznaję za problem. Są swoistym boskim błogosławieństwem, ale jak wiemy bogowie to bardzo kapryśne stworzenia.

Czy zawsze będzie o koniach?

Nie, nie zawsze. Czasem będzie też o nadal pięknej wsi mazowieckiej i postronnych okolicach. Może się też zdarzyć, że będzie o otaczających nas realiach, które bywają śmieszne, a nawet tak śmieszne, że aż straszne.

  O mnie trochę więcej… i skąd pomysł na utworzenie bloga?

Gdybym była Wilkiem z Czerwonego Kapturka powiedziała bym, że  dlatego, bo mam oczy i widzę dużo zdarzeń, których nie chcę oglądać. Idąc dalej tym szlakiem, mam też uszy i historie, które czasami słyszę, przyprawiają mnie o zawrót głowy. Zakończmy to tym , że mam swoją głowę i często, ale też nie zawsze, bo nie jestem nie omylna, lubię jej używać.

Oczywiście o koniach, ale nie tylko, bo i o ludziach ze wsi będzie kilka historii, i oczywiście o tym jak to na tej wsi się żyje. Chociaż motywem przewodnim, będą konie…

Gdzie? Co? I jak? Poruszę wiele problemów związanych z jeździectwem, o których każdy wie, ale nie każdy ma odwagę mówić w sposób otwarty. Czasami będzie śmieszno, czasami raczej straszno, ale jedno mogę Wam obiecać – zawsze będzie prawdziwie. 

Dla kogo? Dla każdego, kto tylko będzie miał chęć przeczytać. Warto zaznaczyć, że będą to MOJE przemyślenia, często nie wpisujące się w te czy inne schematy. Sypiące sól na rany i będące męczącymi drzazgami. Choć często będą tez miodem dla uszu i czystą radością samą w sobie.

Pewnie w tym momencie myślicie sobie : ”Kolejne wynurzenia 13&Under” i doszukujecie się powodu, dla którego by warto przeczytać ten tekst dalej.  Jest ich sporo. Nawet większa cześć jest bardziej racjonalna niż „Bo tak!”. Chcecie ich kilka, oto i one :

Czy mam instruktora jeździectwa? Mam. Czy daje on Wam potwierdzenie mojej wiedzy? Nie(za instruktora, nie ważne czy IRR czy PZJ się płaci, a jak się płaci to się wymaga…Zaliczenia pozytywnego.) Kilka innych kursów i dyplomów też by się znalazło.

 Czy mam swoje konie? Przez przypadek tak się zdarzyło, że mam. Całe małe stadko hucułów – indywiduów.

 „Zaczęłam jeździć konno gdy miałam 6 lat”. To słyszymy często, od każdego, nawet od 6-ciolatki (co swoją drogą jest bardzo urocze!), więc nie będę się już z tym powtarzać. 

Jeżdżę, nawet dość często. W stylu zależnym od konia. Mistrzem na pewno nie jestem, jeszcze daleka droga przede mną do czegoś, co ja uważam za mistrzostwo.

Trenerów swoich mam, nawet kilku ulubionych i nie wszyscy mają tylko dwie nogi.

Czy uczę jazdy, ależ oczywiście. W tych czasach każdy kto widział konia na oczy jest wielkim znawcą jazdy konnej.

Tak więc dlaczego właśnie teraz zdecydowałam się na snucie swoich opowieści?

Z najprostszego powodu. Czara  goryczy jeszcze się nie przelała, ale już powoli sięga górnych granic. Wiem, że co koń to inny przypadek. Wiem też, że ilu trenerów tyle szkół jazdy. Obcowanie z rodzicami i dziećmi nie jest mi obce.  A wywody internetowych „znawców” wylewają mi się uszami.  Znam sporo blogów o koniach, a „znawców” znam jeszcze więcej. Internet wręcz zalewa nas „sposobami na…” i gotowymi rozwiązaniami naszych problemów. Jedni piszą o koniach, drudzy skupiają się na ludziach, jeszcze inni rzucają całą litanią podniosłych haseł, często wywołując dość śmierdzącą burzę. A gdzie tu czas na nas? Gdzie czas na uczniów, którzy w przyszłości będą stawali się trenerami? Czas na cierpliwe tłumaczenie? Doskonalenie umiejętności? Czas na szczerą aż do bólu prawdę? Trenerzy, uczniowie, rodzice – wszyscy gubimy się w tym całym jeździeckim mętliku. Nie potrzebnie. W końcu dla większości z nas najważniejszy jest koń!

Pozdrawiam Was i życzę miłej i inspirującej lektury!

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Up ↑

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij